O czym grzmiały Wieszcze?

Na początek parę słów o mnie. Jestem Kimś. Mieszkam w TVN-ie. A od czasu do czasu dbam żeby się za bardzo nie odwodnić. Gdyż albowiem, jak głosi zbiorowa słowiańska mądrość – a kimże jestem, aby jej zaprzeczać – odwodnienie się jest skrajnie szkodliwe dla organizmu. Ale dość teorii.

Dokładnych szczegółów tego procesu nie przypominam sobie za dokładnie, pewne jest jednak, że zasnąłem.

Albowiem miałem Sen.

A śniło mi się, że latam. Jako ten orzeł, sokół czy inne F-16. I wzrokiem swym sokolim ogarniam sytuacje aż po widnokrąg, albo i jeszcze dalej. I hen, pod sobą ujrzałem dwóch maleńkich ludzi, którzy, z uporem godnym lepszej sprawy, coś sobie wyrywali. I – jak to we śnie – w lot pojąłem, że jest przedmiot to wielkiej wagi.

Początkowo myślałem, że chodzi tu o ów Złoty Róg, z którego jeno sznur się ostał pewnemu Chamowi, bliższa jednak inspekcja wykazała, że chociaż chamów ci u nas dostatek to tym razem idzie o krzesełko.

I to takie krzesełko raczej nieduże. A nawet po wzroście to całkiem nikczemne. Ja bym się nawet nie schylił. A ci się bili. I to jak!

Bóg- mówi jeden – Honor, Ojczyzna – i dalej przeciwnika bykiem – Dobrobyt, Cud Gospodarczy, Życzliwość, Godność - odkrzykuje drugi, sprytnie podkładając nogę i wykręcając ręce oponentowi. Byliby się tak zapewne bili bez końca, gdyby nie krzesełko. Które najzwyczajniej w świecie prasło. Albowiem było to krzesełko raczej liche. Trzeba jednak przyznać, że jednemu z nich w ręce zostało krzesełka znacznie więcej. Chwycił więc ów szczęściarz krzesełkowego kikuta, triumfalnie nad głowę podniósł i jak nie wrzaśnie: „Patrz Kościuszko na nas z Nieba!”

Jakby przynajmniej Wiedniowi z odsieczą przyszedł... I wtedy z przepływającego pomimo stratocumulusa spłynął Wieszcz. A po chórze leniwych pierogów magistrackich ze szpadami od razu poznałem, że Gałczyński. Poeta ów bystrym wzrokiem antagonistów omiótł, oko na resztkach krzesełka zawiesił i – jak na Wieszcza przystało – zagrzmiał: „Patrz Kościuszko na nas z NiebaTak Polak skandowałSpojrzał z Nieba nań KościuszkoI się zwymiotował.”

I wtedy obudziłem się zlany zimnym potem. Z historii tej płynie jeden wniosek i jedno pytanie. Wniosek jest taki, że żołądek to jednak nie San Francisco i wszystkiego nie zniesie. A pytanie? Raczej oczywiste: O co jemu, temu Wieszczu, chodziło?

Autor: K.T.O.Ś / Źródło: TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości