Ballada rowerowa

Ktoś
Ktoś

Na początku kilka słów o mnie. Jestem Kimś, mieszkam w TVN-ie, czyli w miejscu, które na razie nie graniczy z Rosją. Prawdopodobnie dlatego, że choć Rosja graniczy z kim chce - to prawdziwy problem polega na tym, że nie chce graniczyć z niczym. Ale póki co, wszyscy patrzą na mnie jak w tęczę, czy jakieś inne zasadniczo pozytywne zjawisko przyrodnicze.

A propos zjawisk przyrodniczych i innych klęsk żywiołowych. Czy opowiadałem Wam, jak próbowałem zostać kolarzem?

A było to tak. Na fali ogólnopolskiego wzmożenia kolarstwem spowodowanym pasmem zwycięstw pewnego zawodnika rosyjskiej drużyny zawodowej, zdecydowałem się – jak cudowne dziecko kierownicy – zerwać się z łańcucha* i rozpocząć te szalone pościgi i ucieczki z peletonu. W końcu od dawna zajmuje się czterema kółkami, a dwa są przecież o połowę łatwiejsze.

A więc spróbowałem.

Na początku szło nieźle. Okazało się, że jazda na rowerze jest jak… noo… jazda na rowerze. Udało mi się nawet wjechać pod górkę nie przekroczywszy przy tym górnych granic stanu przedzawałowego. A jak już byłem na tej górce, to pomyślałem sobie, że się rozpędzę. Co też uczyniłem. I wtedy jadący na trupa Majka liznął mi koło.

W szpitalu jest całkiem fajnie, a lekarz mówi, że najpóźniej to wypuszczą szesnastego. Niemniej jednak od jakiegoś czasu szachy wydają mi się coraz bardziej pociągające…

*Sprytne nawiązanie do kolarstwa, prawda?

podziel się:

Pozostałe wiadomości