Aut bibat, aut abeat

Jako odpowiedzialny i czujny (acz cyniczny) obserwator rzeczywistości udałem się – wzorem większości Polaków – na terenowe badania, w czasie których oddam się uczestniczącej obserwacji feonemenu dziewięciodniowego zakończenia siedmiodniowego tygodnia.

Na początek parę słów o mnie. Jestem kimś. Mieszkam w TVN-ie, gdzie wszyscy patrzą na mnie jak w tęczę. To znaczy zwykle, bo teraz to mogą mieć trudno, albowiem – jako odpowiedzialny i czujny (acz cyniczny) obserwator rzeczywistości udałem się – wzorem większości Polaków – na terenowe badania, w czasie których oddam się uczestniczącej obserwacji feonemenu dziewięciodniowego zakończenia siedmiodniowego tygodnia. Które to zjawisko nazywane jest również „majówką”. Zapewne z powodu zaczynania się w kwietniu.

Zresztą nieważne co, ważne że badam. I to badam z właściwą sobie bystrością, przenikliwością, intuicją i samopoświęceniem. Przymiotniki zresztą mógłbym mnożyć, ale tego nie zrobię. Bo my, najwyższej klasy profesjonaliści jesteśmy przede wszystkim skromni. Która to cecha jest jedną z naszych wielu zalet zresztą.

Co z kolei oznacza, że jak przedrę się przez ten cały dym z grilli, grilików, griliszcz i grilowisk, jak już przejem się przez te wszystkie szaszłyki, karkówki i polędwiczki, gdy bohatersko poradzę już sobie z morzem napojów oznaczonych cyframi od 0 do 40 zapewne dojdę do czegoś.

I zapewne będą to wnioski.

A jak już będziemy mieli te wnioski, to być może odkryjemy jak to działa. A to z kolei doprowadzi nas prosto do odpowiedzi na najważniejsze pytanie: Czy w przyszłym roku udałoby się skombinować 14 dni?

Czego sobie i Wam życzę.

Autor: K.T.OŚ.

podziel się:

Pozostałe wiadomości